Z nimi trzeba ostro.
Oni rozumieją tylko język siły.
Rosjanie zwykli to dobrzy i poczciwi ludzie, (z reguły piszący to "analityk" dodaje, że ma żonę rusycystkę i lubi rosyjska kulturę), ale zawsze mają złe władze, chyba, że zainstalujemy im na Kremlu nieprzytomnego pijaka.
My Polacy jesteśmy przez nich zawsze gnębieni – jak dali nam Królestwo Kongresowe po naszym udziale w wyprawie na Moskwę, to zrobiliśmy Powstanie Listopadowe, jak po 30 latach znowu kolaboranci co nieco odbudowali, to zrobiliśmy kolejne powstanie i poszliśmy w bój bez broni, tak jak było to na rękę Zachodowi – Niemcom i Wielkiej Brytanii. Jak poparliśmy u nich przewrót bolszewicki nie pomagając białym, to uratował nas cud. Jak dali nam Wrocław, Szczecin, Gdańsk, to postanowiliśmy zniszczyć ich pomniki. Jak odbudowaliśmy kraj po wojnie i przybyło nas 14 milionów (a ileż jeszcze było aborcji), to zdecydowaliśmy się wyzwolić i zamiast pracować w stoczniach dla znienawidzonych ruskich, woleliśmy zmywać gary dla kochanych Anglosasów i podcierać tyłki starym SSmanom. I to wina ruskich agentów, że choć bronimy nienarodzonych, to rodzi się nas mniej niż umiera. Jak atakują ich nasi przyjaciele banderowcy, to całym sercem i pieniędzmi Caritasu popieramy banderowców, bo jak wygrają, to Polska będzie między Banderlandem i Niemcami, a to jest spełnienie testamentu Giedroycia, który nas zachwyca. A jak banderowcy przegrają, to jeszcze raz udowodnimy światu, że z Moskwą trzeba ostro, bo oni innego języka nie rozumieją i udowodnimy to, na czym nam zależało od początku, bo na niczym innym nam nie zależy.
